24 paź 2016

Głos z podziemia

W ostatnim, sobotnim wydaniu Wysokich Obcasów ukazał się bardzo ciekawy list Czytelniczki, pracującej na co dzień w bibliotece szkolnej. Pozwolę sobie zacytować fragmenty, jako że rzadko na swoim blogu zajmuję się sprawami bibliotek szkolnych.

"Jak ci się nie podoba, nie musisz tu pracować" - mówi do mnie dyrektor, kiedy go pytam, dlaczego zgodnie z wcześniejszą obietnicą nie przeniósł biblioteki do nowo dobudowanej części szkoły. Nie podoba mi się, nie muszę tu pracować, ale chcę, bo kocham tę pracę. Siedzę więc dalej w piwnicy, w której lata temu ktoś umieścił szkolną bibliotekę. (...) Marzną dzieci, marznę ja, w książkach od wilgoci marszczą się kartki. Róbmy swoje - podśpiewuję pod nosem piosenkę mistrza Młynarskiego i robię: zajęcia dla dzieci, imprezy czytelnicze, konkursy, spotkania autorskie. Sięgam coraz głębiej do swojej kieszeni i kupuję obrazki, maskotki, doniczki, zasłonki, kolorowe pudełeczka i stojaczki na książki, żeby biblioteka podobała się dzieciom. Tworzę kącik do słuchania audiobooków, więc kupuję audiobooki, odtwarzacze i słuchawki. Kupuję jeszcze gry planszowe, kredki i kolorowanki, żeby dzieci podczas przerw miały się czym zająć w bibliotece (...). Cel osiągam: dzieci lubią tu spędzać czas, wypożyczają dużo książek, na półkach nie brakuje nowości. "Biblioteki są dla nas ważne" - mówią wszyscy kandydaci na burmistrza (...). Kilka miesięcy później, w marcu 2015 r., na bibliotekarzy szkolnych jak grom z jasnego nieba spada decyzja o ograniczeniu czasu pracy bibliotek szkolnych. Występuję na marcowej sesji rady miejskiej, tłumacząc radnym, dlaczego dzieci powinny mieć dostęp do bibliotek szkolnych w godzinach pracy szkół, a nie tylko trzy godzinny dziennie. "Ostatni raz z wami rozmawiam" - nadyma się burmistrz, spoglądając groźnie na bibliotekarzy, podczas spotkania w urzędzie w maju 2016 r. Gniew pana burmistrza i pana kierownika wywołują protesty bibliotekarzy przeciw wskaźnikom zatrudnienia powodującym skracanie czasu pracy kolejnych bibliotek. Panowie nie są też zadowoleni z moich artykułów w lokalnych mediach, w których opisuję zmagania bibliotekarzy z samorządem. To niedopuszczalne, by całe miasto żyło czymś tak nieistotnym jak biblioteki szkolne (...). Wracam więc do piwnicy, gdzie wciąż jest tak samo zimno i wilgotno, ściany są coraz brudniejsze, a podłoga coraz bardziej zniszczona. Zastanawiam się, jak długo jeszcze przetrwają biblioteki szkolne, jeśli ich los będzie zależał od kierowników wydziałów edukacji i burmistrzów. 

 Podziwiam niezłomną postawę autorki listu, ale postawa osób decyzyjnych zadziwia i przeraża.  Zapewne znacie to zbyt dobrze z własnego doświadczenia. Złożony został wprawdzie  projekt nowej ustawy Prawo oświatowe. Wątpliwe jest jednak, by zatrzymało to patologie w postaci traktowania bibliotek szkolnych jako zła koniecznego i otwierania ich na kilka godzin tygodniowo, a samych nauczycieli-bibliotekarzy niczym zapchaj-dziury tj. zawsze dostępnych w razie nagłych zastępstw. Nie wiadomo też, czy zmiany przegnają widmo utraty pracy w wyniku likwidacji gimnazjów i czy zostanie uregulowana sprawa księgozbioru tychże bibliotek. 

Brak komentarzy: